jeśli byłaby zgoda sądu - sprawa wyglądałaby inaczej, ale z tekstu wynika, że żadnej zgody sądu nie było. Służby bawią się podsłuchami bez żadnego sądowego trybu. Sąd z definicji jest bardziej nastawiony na praworządność, więc pewnie dałby coś w stylu “weźcie tylko te materiały które dotyczą sprawy”. Zasada proporcjonalności. Służby - wręcz przeciwnie, są z definicji nastawione na nękanie i traktowanie wszystkich jak przestępców i fakt, że zabrali zdjęcia dzieciaków, bo w oczach takiego prokuratora czy pana z abw dzieciak jest z automatu proputinowskim szpiegiem świadczy raczej o tym, że to właśnie odautorska akcja służb i że sąd nie miał z tym nic wspólnego…A że sprawa ciągnie się od 2021 roku - to spokojnie można było zgodę sądu załatwić. Przy zgodzie sądu służby dostałyby dostęp tylko do akt powiązanych ze sprawą. A tutaj mają dostęp do wszystkich - jeśli przykładowo radczyni prowadziła sprawę rodzinną jakiejś żony pana z ABW, cywilną - bo sąsiad prokuratora miał z nim jakiś problem, czy zwykłą sprawę aktywistyczną (chociażby o protesty kobiet - jak ktoś szuka adwokata to zwykle sprawdza, czy jest dobry i tani, a nie, jakie ma poglądy) - to teraz służby mają dostęp do wszystkiego.
A swoją drogą - to jakaś plaga wśród służb z tym dopominaniem się dostępu do zdjęć dzieci. I mam nadzieję, że jakieś instytucje zajmujące się prawami dziecka prędzej czy później to uregulują.
fanką antyszczepionkowców nie jestem, poza tym wiadomo tyle, co w tekście, więc niewiele, ale…radczyni prawna, dziennikarz…to chyba podlega jakimś dodatkowym obostrzeniom? nie powinien o tym decydować sąd, a nie jeden pan z ABW z drugim panem z prokuratury? Za jednej ekipy były naloty na lekarzy, bo a nóż któraś z pacjentek zrobiła aborcję. Za kolejnej - naloty na prawników czy dziennikarzy bez zgody sądu (a przynajmniej tak wynika z tekstu) - więc siłą rzeczy ABW dostaje też dane niepowiązane ze sprawą. Nie wygląda to zbyt demokratycznie…
kiedyś używałam. Ale raz, że szmer się słabo indeksuje, dwa - często pod wrzuconymi tekstami musiałam się z nich tłumaczyć, jakbym to ja była ich autorką. A dlaczego jest tak napisane, a dlaczego z takiego a nie innego serwisu…Co pochłaniało dużo czasu i energii, które można przeznaczyć na coś innego. A tak to jest wszystko w jednym - ale widać, że to “tylko” prasówka, a nie moje osobiste uwielbienie dla cyberdefence24 czy innego spiderweba (ok, można mnie słusznie podejrzewać o osobiste sympatie wobec Panoptykonu, techspresso.cafe czy ICD - tych się wypierać nie zamierzam, wręcz przeciwnie ;p). No i jak coś komuś z tej prasówki szczególnie przypadnie do gustu - to może wrzucić na szmer :)
Ok, niniejszym warto dodać pana Michała Śmiecha, autora powyższego tekstu, do ludzi siejących zamęt i dezinformację. Polska od początku była przeciwko kontroli czatu i zwykle jest wymieniana w jednym rzędzie z Niemcami, Austrią i Szwecją. Owszem, z opcją “żeby rodzice mieli dostęp” - ale to kwestia kontroli rodzicielskiej i konfiguracji urządzenia, a nie masowej inwigilacji na skalę unijną. To żaden “kontrast”. “Polska i Węgry wśród przegranych”? Wtf? Przecież są po przeciwnych stronach barykady. Jeśli już, to więcej sensu miałby tytuł “Unia chce podsłuchiwać, Polska się nie zgadza”. Czyli odwrotnie, niż w nagłówku
miłośnicy kolei miłośnikami kolei, ale kto nigdy nie robił zdjęć rozkładom jazdy na dworcach, żeby sprawdzić, skąd i o której ma pociąg powrotny, niech pierwszy rzuci kamieniem. To klasyczne “wszystko, co powiesz i zrobisz może zostać wykorzystanie przeciwko tobie” (znane także jako “dajcie mi człowieka, a znajdzie się paragraf”). Na bazie współpracy międzynarodowej służby mają dostęp do chmury Apple’a czy Google. Nie można kogoś skazać za dokonanie aborcji, nie można za bycie opozycjonistą, nie można za chodzenie na legalne demonstracje…ale zawsze można sprawdzić, jakie ten ktoś ma zdjęcia w telefonie i na bazie niewinnego zdjęcia z dworca grubszą sprawę nakręcić.
dzięki :-)
aaaa…fakt, dopiero teraz jak zwróciłeś uwagę to to zauważyłam ^^’ Sorry
jeśli chodzi ci o tę końcową część linka, to z premedytacją zostawiam odnośniki do mastodona - na heise.de niedawno narzekali, że mało ludzi wchodzi od nich z mastodona, z twittera więcej a że przeglądam ich właśnie przez masto - to niech będzie widać ruch ;-) z 2 niemastodonowych linków usunęłam, dzięki za zwrócenie uwagi
to chyba ma stricte Francji dotyczyć, ale też nie wiem, jak to technicznie chcą rozwiązać
no…tak, dokładnie o to chodziło - użyłam skróty myślowego, ale masz rację
poza tym niech ktoś wupuści deepfake, nawet z oznaczenie, tuż przed wyborami. Przecież wiadomo, że nie wszyscy się zorientują, a zdeepfejkowany nie zdąży zareagować…
no właśnie uznali, że nie widzą problemu nie oznaczając…
ech, Nowa Era ma takie kwiatki w swoich podręcznikach że aż dziw, że ten numer się u nich dotąd uchował…
Natomiast historia o danych umożliwiających identyfikację os.fiz. jest prawidłowa tylko przy dodatkowym założeniu, że taki zbiór charakteryzuje tylko jedną osobę, czego bez dostępu do całej bazy się nie dowiemy.
zdecydowania większość. Teoretycznie organizacja religii powinna wyglądać podobnie, jak organizacja etyki. Nie wygląda. Są przedszkola państwowe, w których religii nie ma - bo rodzice sami z siebie o nią nie wystąpili. W szkołach już tak dobrze nie ma, nauczyciele podsuwają świstki rodzicom, namawiają, jojczą, straszą, “niechcący” uprowadzają dziecko na religię w nadziei, że bezbożny rodzic “zmądrzeje”, a szkoła będzie mieć “mniej kłopotu” itp. Niektóre placówki wprost żądają deklaracji negatywnej - według raportu WoR z 2022 roku było tak w ponad 19%. Tu masz raport WoR https://wolnoscodreligii.pl/2022/05/10/raport-z-badania-ankietowego-mapa-nierownosci-w-szkole-prowadzonego-przez-fundacje-w-ramach-programu-rownosc-w-szkole-dzialania-na-rzecz-praw-mniejszosci-bezwyznaniowej/
“jest prawidłowa tylko przy dodatkowym założeniu, że taki zbiór charakteryzuje tylko jedną osobę” - przecież bardzo często charakteryzuje tylko jedną osobę. Na tle klasy widać, kto jest szczególnie wysoki, a kto szczególne drobny, kto poszedł do szkoły wcześniej, a kto powtarza klasę więc ma inny rocznik itp. W mojej szkole policealnej jakiś czas temu była rzekomo anonimowa ankieta, wymagająca podania płci i rocznika - co przy takiej kombinacji identyfikowało w zasadzie połowę grupy, jak nie więcej
zgodnie z prawem szkoły nie mają prawa podtykać rodzicom pod nos karteczek ze zgodą dot. chodzenia na religię. Zgadnij, ile szkół się tym przejmuje. Tutaj obstawiam, że będzie podobnie. Bo jak niby kluby miałyby wyłowić te talenty bez danych osobowych? Dane osobowe to nie tylko imię i nazwisko, a wszelkie informacje pozwalające zidentyfikować daną osobę. Innymi słowy, jak klub dostanie informację, że dziewczynka o wzroście takim i takim z rocznika takiego i takiego rzuciła piłką na 5m, to też będą dane osobowe, bo pozwolą zidentyfikować daną dziewczynkę.
nawet się nie łudzę, czy będą anonimizowane. Nie będą. Szkoły już teraz są na bakier z RODO
A testy sprawnościowe to prosty sposób na to, by dziecko do sportu zniechęcić. Jeśli teraz dziecko w spektrum boi się niektórych ćwiczeń, to sensowny i kompetentny nauczyciel może je zachęcić do innych. Po wprowadzeniu przymusowych testów będzie albo de facto znęcanie się i zmuszanie do wykonania ćwiczenia, przed którym dziecko ma opory natury psychologicznej - więc jego wyniki i tak będą niemiarodajne, albo posypie się więcej zwolnień z WFu
“szczerze mówiąc naruszanie RODO nie jest kontrowersyjne” to polskie przekleństwo. Chociaż miałam nadzieję, że po ostatniej akcji z ujawnieniem danych przez ministra zdrowia coś się już ruszyło… Ad “po co klubom sportowym takie dane” - polecam książkę “Wiek kapitalizmu inwigilacji”, wprawdzie dotyczy korpomediów, a nie klubów sportowych ale dobitnie pokazuje, co można zrobić z danymi osobowymi. A po co klubom dane - ci uczciwsi wykorzystają je do reklamy personalizowanej, czegoś w stylu “pani syn daleko skacze w dal, więc niech go pani zapisze do naszego klubu sportowego”. Wielu z nich nawet będzie mieć szczere i dobre intencje. Specjaliści od marketingu zrobią to w formie “jeśli kocha pani swojego syna, to weźmie pani pożyczkę i zapisze do naszego klubu, bo jak pani tego nie zrobi, to zmarnuje jego talent, szanse na lepsze życie” itp. łzawe historyjki. W części przypadków zapewne usłyszymy coś w stylu “wprawdzie pani dziecko ma talent, tak wynika z otrzymanych danych, no ale ostatnio zbierała pani podpisy pod petycją przeciwko wycince parku, jak przyjmiemy pani dziecko, to burmistrz nas do żadnej szkoły nie wpuści, no sama pani rozumie…”. Ci mniej uczciwi zapewne będą po prostu sprzedawać dalej dane, żeby dorobić. Ci najgorsi…cóż, kler jest powszechnie na cenzurowanym, pracownikiem czy wolontariuszem klubu sportowego nie jest trudno zostać, jeśli pedofil zwietrzy okazję typu “mogę sobie przeglądać dzieciaki wedle parametrów i przekonać naiwnych rodziców jakiegoś drobnego dziecka, że z nim popracuję, za darmo, wyniki będą lepsze…” - resztę dopowiedz sobie sam
I jeszcze jeden aspekt, znany chyba wszystkim rodzicom drobnych dzieci: opieka państwowa to koszmar, jak zrobisz research i znajdziesz sobie lekarza, który nie będzie się czepiał, to i tak prędzej czy później jest ryzyko, że dziecko trafi na losowego lekarza albo do szpitala żądającego gruszek na wierzbie, byle tylko dziecko odpowiednio odhaczyć w tabelce i odsądzającego rodzica od czci i wiary. Teraz ta “funkcja” przypadnie szkołom, której już i tak są z rodzicami na bakier (bo prozaicznie nie każdy rodzic jest fanem Czarnka i Roszkowskiego). I zacznie się “nie chce pani posłać dziecka na religię? to wzywamy MOPS, bo dziecko jest szczupłe, więc zaniedbane” itp…
kluby sportowe. Z całym balastem wszystkiego, co z tym powiązane, od “czemu do szkoły ma wstęp jedynie ulubiony klub burmistrza, a reszta jest zbanowana”, po prowadzone w szkołach akcje rekamowe typu “mamy drogie zajęcia dla dzieciaków, zrobimy w szkole darmową lekcję próbną i bez pytania o zgodę wrzucimy fotki dziecka na fb, a rodzice niech płacą i zapisują”. Tyle, że do tej pory były to informacje ogólne, a na podstawie danych kluby dostaną możliwość tworzenia reklam spersonalizowanych
z tą kurą w żywieniu zbiorowym to też nie do końca, bo masę jedzenia się wyrzuca. Natomiast co do FOSS - to już kwestia dobrych nawyków. Co innego używać zamkniętego oprogramowania specjalistycznego, bo po prostu obiektywnie w danej dziedzinie jest dużo lepsze od wolnego, a co innego używać np. Worda do pisania bo “wszyscy używają”. Ja osobiście mam problem z przeglądarką Duck Duck - jest tak słaba, że wolę google. Ale też mam w planach przetestować inne alternatywy, tylko czasu ciągle brak…
Coś, co mnie wyjątkowo boli: to nieraz studentom oferuje się darmową wersję oprogramowania dostępnego na windows, nawet, jeśli jest ono dostępne na linuxa (czy nawet pierwotnie było pomyślane na linuxa głównie). I jak student chce mieć na linuxa, to musi sobie kupić, jak ma windowsa - dostanie od uczelni dostęp gratis. Albo wymóg używania Worda na przedmiocie polegającym de facto na przepisywaniu tekstów i zrobienie przepisów, oc z odpowiednim formatem, zamkniętym fontem itp. Po co?
“w każdym normalnym kontekście” zakazywanie dowolnego produktu stanowi skomplikowany i złożony problem, a poczynania Tik Toka czy to w USA, czy w Polsce są znaną praktyką. Fediwersum to nie tik tok, do wywołania inby potrzebujesz czegoś więcej, niż rzucenie obraźliwego komentarza. Żegnam :-)